Z biedy wypadły mu wszystkie zęby, potem został najlepszym piłkarzem świata. Wielki zapomniany - Rivaldo
Rivaldo, a właściwie Vitor Borba Fereira, jeden z najlepszych piłkarzy świata przełomu XX i XXI wieku, jednak dzisiaj nieco zapomniany przez fanów futbolu. Mało kto wie, że genialny Brazylijczyk w dzieciństwie klepał ogromną biedę, która sprawiła, że utracił niemal wszystkie zęby i cierpiał na krzywicę nóg. Nie przeszkodziło mu to zostać najlepszym graczem globu. Dziś przypominamy sylwetkę ikonicznego piłkarza.
Piłka szansą na wyjście z biedy
Każdy zna Neymara, największą gwiazdę reprezentacji Brazylii i Paris Saint-Germain. Nie ma właściwie dnia, by gazety i portale informacyjne nie rozpisywały się na temat jego poczynań boiskowych, czy też poza zieloną murawą. To typowy brazylijski gwiazdor, “złoty chłopiec”, który kontynuuje drogę swoich wielkich poprzedników, Ronaldinho i Ronaldo.
Dziś przyjrzymy się jednak zawodnikowi, o którym wielu kibiców zdążyło już zapomnieć, choć w niczym nie ustępował wspomnianym piłkarzom. Oczywiście poza statusem gwiazdy, czy piłkarskiego celebryty. Rivaldo, niezaprzeczalnie jeden z najlepszych piłkarzy przełomu wieków, zupełnie jednak inny, niż jego koledzy, którzy brylowali na salonach i “ściankach”.
Rivaldo, a dokładnie Vitor Borba Fereira, urodził się 17 kwietnia 1972 roku w Recife. Wraz z rodziną mieszkał w faweli, czyli dzielnicy ubogich. Jedynym żywicielem siedmioosobowej rodziny był jego ojciec, Romildo. Młody Rivaldo od najmłodszych lat także zarabiał na chleb, sprzedając na plaży lizaki i napoje. Gdy okolica pustoszała, młody chłopak chwytał za piłkę i robił to co lubił najbardziej, po prostu grał.
Od samego początku ojciec Rivaldo był przekonany, że jego syn zrobi wielką karierę. Miała być to szansa rodziny na wyjście z biedy. Niestety życie młodego, jak się później okazało geniusza, nie było łatwe. Z powodu niedożywienia Rivaldo stracił niemal wszystkie zęby. Cierpiał także na krzywicę nóg.
Kolejne drużyny, w których prezentował swoje umiejętności, czyli Paulistano i Mogi Mirim, nie dawały mu szansę na wielką karierę. Nie poznano się na jego talencie, choć młody piłkarz był niesamowicie zdeterminowany. Codziennie dochodził do ośrodka treningowego 15 kilometrów na piechotę w jedną stronę! Na bilet autobusowy nie było go stać, jednak to go nie zniechęcało.
Rivaldo poddał się dopiero w obliczu wielkiej rodzinnej tragedii. Gdy miał 16 lat, w nieszczęśliwym wypadku zmarł jego ojciec. To zupełnie załamało młodego chłopaka. Na miesiąc porzucił futbol. Matka ubłagała go jednak, by kontynuował treningi, by spełnił marzenie ojca, który zawsze w niego wierzył.
- Każdy, kto nie doświadczył życia takiego jak ja, nie będzie w stanie tego zrozumieć - mówił po latach Rivaldo. Jego wielki przełom jednak nadszedł. W wieku 19 lat trafił do Corinthians. Klub z Sao Paulo dał młodemu graczowi szansę, a ten kapitalnie ją wykorzystał. W 41 meczach zdobył 17 bramek i już po jednym sezonie przeniósł się do Palmeirasu. Tam grał przez kolejne dwa lata i zdobył 53 gole w 104 występach.
Rivaldo zaczął wreszcie zarabiać i mógł pomóc swojej rodzinie. W 1996 roku nadeszła pierwsza propozycja gry w Europie. Mówiło się o zainteresowaniu włoskiej Parmy i Werderu Brema, jednak Brazylijczyk wylądował w Deportivo La Coruna. Szybko podbił ligę hiszpańską.
W trakcie zaledwie jednego sezonu Rivaldo zdobył 21 goli w 41 występach. Warto zaznaczyć, że niegdyś nie rozgrywano tylu spotkań, co teraz. Lewonożny Brazylijczyk szybko skradł serca kibiców. Choć występował w klubie z Galicji tylko przez rok, miał tak wielki wpływ na drużynę, że do dziś uważany jest przez kibiców Deportivo za najlepszego gracza w historii klubu.
Rivaldo - legenda Barcelony
W 1997 roku po piłkarza zgłosiła się FC Barcelona. Katalończycy wyłożyli na Rivaldo aż 26 milionów dolarów, co na tamte czasy było kwotą kolosalną. Inwestycja szybko jednak im się opłaciła. Rivaldo udowodnił, że jego popisy w drużynie Deportivo nie były dziełem przypadku. Przez kolejne dwa sezony Barcelona z Rivaldo w składzie zdobywała mistrzostwo Hiszpanii. On sam został kontynuatorem brazylijskich tradycji w klubie z Camp Nou.
- Niektórzy zawodnicy po przyjściu do Barcelony muszą mierzyć się z presją, z jaką nigdy wcześniej nie mieli do czynienia. Ja przybyłem do Barçy z małego klubiku, jakim przy Blaugranie jest Deportivo. Już na starcie musiałem udowodnić swoją wartość, więc po prostu koncentrowałem się na kontynuowaniu tego, co pokazywałem na boisku w koszulce Los Blanquiazules. Ronaldo odszedł do Interu, więc wszyscy zaczęli mnie z nim porównywać. Ja tego jednak nie chciałem, bo nie miałem zamiaru być jego kopią. Pragnąłem napisać w Barcelonie swoją własną historię - mówił po latach Rivaldo.
Genialne występy w FC Barcelonie, a także wicemistrzostwo świata, które wywalczył z Brazylią w 1998 roku, sprawiły, że został głównym kandydatem do zdobycia prestiżowych nagród indywidualnych. W 1999 roku Rivaldo otrzymał Złotą Piłkę, a także tytuł Piłkarza Roku FIFA. Barcelona stała się jego domem. Z nim w składzie Katalończycy byli jedną z najlepszych drużyn Europy.
Jak ważny dla Barcelony jest Rivaldo, wszyscy przekonali się 17 czerwca 2001 roku. Był to ostatni mecz sezonu 2000/2001. Barcelona walczyła z Valencią o czwarte miejsce w La Liga, dające prawo startu w eliminacjach Ligi Mistrzów. Valencii wystarczał remis. Katalończycy musieli natomiast wygrać. I zrobili to, a wszystko dzięki Rivaldo, który zdobył trzy gole.
I nie były to byle jakie gole. Hat-trick Brazylijczyka był po prostu wyjątkowy. "FourFourtTwo" i "The Guardian" uznały później hat-trick Rivaldo za najlepszy w historii futbolu. Dlaczego? Otóż praktycznie w pojedynkę wygrał on mecz dla swojej drużyny, a każdy z goli był piękniejszy od poprzedniego. Rivaldo dwa razy dał “Dumie Katalonii prowadzenie. Za każdym razem odpowiadał jednak Ruben Baraja. W 89. minucie utrzymywał się remis 2:2. Wówczas Rivaldo, ustawiony mniej więcej na szesnastym metrze od bramki Valencii i odwrócony do niej plecami, przyjął na klatkę piersiową podanie od Franka De Boera. Bez chwili wahania uderzył przewrotką i zdobył jednego z najpiękniejszych goli w historii futbolu!
Barcelona zapewniła sobie prawo gry w eliminacjach Champions Lague, w których odprawiła Wisłę Kraków. W samych już rozgrywkach Katalończycy dotarli do półfinału. Był to jeden z ostatnich momentów chwały Rivaldo w klubie z Camp Nou. Wszystko za sprawą jednego człowieka, Luisa Van Gaala.
Przed sezonem 2002/2003 zapadła decyzja o ponownym zatrudnieniu Holendra na stanowisku trenera “Barcy”. Wcześniej prowadził on Katalończyków w latach 1997-2000 i usilnie starał się zrobić z Rivaldo lewoskrzydłowego. Brazylijczyk jednak domagał się miejsca w środku ataku. Różnic nie udało się pogodzić i latem 2002 roku Rivaldo przeniósł się do AC Milan.
W lidze włoskiej jednak zupełnie się nie odnalazł. Wprawdzie wygrał z “Rossoneri” Ligę Mistrzów w sezonie 2002/2003, ale wówczas odgrywał w drużynie marginalną rolę. Szybko opuścił Mediolan i po krótkim pobycie w Cruzeiro FC, zawitał do Grecji, gdzie związał się z Olympiakosem Pireus, a następnie AEK Ateny. W kolejnych latach tułał się jeszcze po klubach z Uzbekistanu, Brazylii, a nawet Angoli. Karierę zakończył dopiero w 2015 roku, w klubie Mogi Mirim, który niegdyś go odrzucił.
Mistrz świata zapamiętany jako wielki oszust
Rivaldo nie miał łatwego życia, jeśli chodzi o grę w reprezentacji Brazylii. Patrząc na listę sukcesów, jakie osiągnął z “Canarinhos”, trudno w to uwierzyć, ale kibice byli wobec niego wrogo nastawieni. Wszystko zaczęło się podczas igrzysk olimpijskich w Atlancie w 1996 roku. W półfinałowym meczu przeciwko Nigerii Rivaldo stracił piłkę w sytuacji, która kosztowała Brazylię utratę bramki. Ostatecznie Nigeryjczycy wygrali to spotkanie i to oni awansowali do finału. W meczu o brąz Rivaldo już nie zagrał.
Przez wiele następnych lat kibice wypominali i pamiętali piłkarzowi ten błąd. Nawet gry Rivaldo błyszczał w barwach narodowych, kibice wykrzykiwali w jego kierunku obraźliwe hasła. Sytuacja stała się do tego stopnia nieprzyjemna, że jego rodzina otrzymywała pogróżki, a on sam rozważał zakończenie gry w kadrze. Pozostał jednak i była to świetna decyzja, gdyż w 2002 roku został mistrzem świata. Nie obyło się jednak bez skandalu.
W trakcie grupowego meczu podczas mundialu w Korei i Japonii Brazylia mierzyła się z Turcją. Rivaldo w trakcie meczu miał wykonywać rzut rożny, a piłkę w jego kierunku kopnął Hakan Unsal. Turek trafił Rivaldo w kolana, jednak ten padł niczym rażony na murawę, sugerując, że został trafiony w twarz. Wówczas nie było jeszcze mowy o systemie VAR i sędzia, sugerując się “symulką” Brazylijczyka, wyrzucił Unsala z boiska. Kibice zapamiętali Rivaldo właśnie z tego incydentu, choć w drodze do złotego medalu zdobył on 5 goli i był jednym z najlepszych zawodników turnieju.
- Był brzydkim kaczątkiem kadry narodowej, podczas gdy Ronaldo był złotym chłopcem, bohaterem i ikoną" - podsumował jego rolę w reprezentacji Brazylii magazyn “These Football Times".
Zrealizował marzenie zmarłego ojca
Abstrahując od incydentu z mundialu 2002, Rivaldo do dzisiaj pozostaje jednym z najciekawszych i najbardziej niedocenianych piłkarzy w historii. Nie mógł on liczyć na uwielbienie takie, jakie zyskali Ronaldinho, czy Ronaldo. Sam nie szukał też rozgłosu i nie szalał jak jego koledzy z szatni. Nie dawał powodów kolorowej prasie do pisania o nim, szukał spokoju i każdą wolną chwilę spędzał z rodziną. - Mężczyzna bez rodziny nie ma nic z życia - mówił.
Nikt nie może odmówić jednak Rivaldo jednego. Był jednym z najlepszych piłkarzy swoich czasów i zasłużył na miano jednego z najlepszych graczy w historii. W szalonym świecie, gdzie wspomniany na początku Neymar momentami ma więcej wspólnego z byciem celebrytą, niż piłkarzem i staje się raz za razem bohaterem memów, z powodu swoich “symulek”, warto przypomnieć sobie Rivaldo. On chciał tylko grać w piłkę i uszczęśliwić swoją rodzinę. Robił to pięknie i osiągnął swój cel. To jest definicja wielkości.
Artykuły polecane przez redakcję Świat Sportu: