Szokująca historia Franciszka Smudy z pracy w Turcji
Franciszek Smuda udzielił wywiadu dla portalu onet.pl, w którym podzielił się kilkoma ciekawymi historiami ze swojej trenerskiej kariery. Były selekcjoner reprezentacji Polski wyznał, ze gdy pracował w Turcji, miał problem z jednym z graczy. Sytuacja przez moment była dość niebezpieczna.
Franciszek Smuda opowiedział szokującą historię z pracy w Turcji
Franciszek Smuda od dwóch lat nie pracuje w żadnym polskim klubie. Doświadczony szkoleniowiec ostatni raz zasiadał na ławce trenerskiej w 2019 roku w pierwszoligowym Górniku Łęczna. Później słuch o słynnym “Franzu” nieco zaginął i jedyne, co wiadomo o jego aktualnym w związku z futbolem, to że w listopadzie 2020 rozpoczął współpracę a Akademią Piłkarską Podhala Nowy Targ.
Teraz były selekcjoner reprezentacji Polski udzielił wywiadu dla onet.pl, w którym wrócił do czasów swojej kariery. Oczywiście każdy kibic w Polsce kojarzy Franciszka Smudę z pracy w reprezentacji Polski, a także wielu klubach Ekstraklasy. Nie wszyscy jednak znają szczegóły jego pracy za granicami Polski.
Nim Smuda na dobre rozpoczął pracę w najlepszych polskich klubach, zaliczył kilka epizodów w zagranicznych klubach. W 1992 roku był np. trenerem tureckiego Konyasporu. W rozmowie z onet.pl 73-latek przytoczył historię, która przydarzyła mu się właśnie w Turcji.
Franciszek Smuda wspomina w rozmowie z dziennikarzami, że w Konyasporze miał okazję pracować z naprawdę utalentowanym zawodnikiem. Problemem było jednak nastawienie piłkarza do treningu i obowiązków.
Chwile grozy Smudy przez krnąbrnego piłkarza
- Miałem pod sobą pewnego zawodnika - świetny technicznie, szybki, ale leń jak skur***yn. Doprowadzał mnie do szału. Raz robiliśmy przyspieszenia, patrzę, a on ćwiczy na pół gwizdka. Niesamowicie się zagotowałem, złapałem go za fraki. Chciałem go postawić do pionu, więc w następnym meczu go nie wystawiłem - opowiada nie gryząc się w język Smuda. Decyzja trenera nie spodobała się zawodnikowi i… jego kolegom.
- Niedługo później przyszli do mnie jego koledzy, tureckie bandziory. Jeden z nich miał pistolet, który wystawał z kieszeni. Usłyszałem, że albo kolega będzie grał, albo ze mną koniec. Odpowiedziałem: "Jak zacznie porządnie trenować, to zagra. Inaczej nic z tego". - dodaje były selekcjoner reprezentacji Polski.
Smuda mógł najeść się strachu, ale na szczęście wszystko dobrze się skończyło. Ostatecznie wspomniany piłkarz wrócił do gry i porozumiał się ze szkoleniowcem. Z całej sytuacji Smuda wyciągnął cenną lekcję.
- Po kilku dniach piłkarz do mnie przychodzi i widzę, że chcę coś powiedzieć. Mówię mu: "Słuchaj, masz takie możliwości! Dlaczego tego nie wykorzystujesz?". Przegadaliśmy chyba godzinę i facet wziął się w garść. Na koniec sezonu graliśmy z Galatasaray albo Besiktasem, po odprawie ten piłkarz do mnie przyszedł ze łzami w oczach i wielkim szampanem. Powiedział, żebyśmy sobie dla zdrowia łyknęli z członkami sztabu. W całej tej sytuacji przekonałem się, że trener musi być kozakiem. Albo nim jest, albo wypada z gry - skwitował były opiekun m.in. Widzewa Łódź i Wisły Kraków.
Artykuły polecane przez redakcję Świat Sportu: