FIS nie zachował się fair wobec reprezentacji Polski? Na jaw wyszły niewygodne fakty
-
Skoczkowie na Mistrzostwach Świata startują z czujnikami zamontowanymi na tyłach nart
-
Szansę sprawdzenia tego rozwiązania przed imprezą mieli tylko Niemcy i Norwegowie
-
Tak skandaliczny precedens unaocznia nierówne traktowanie niektórych reprezentacji
-
„Byliśmy postawieni jakby pod ścianą” – mówi na łamach sport.pl trener Maciej Maciusiak
W trakcie trwających Mistrzostw Świata w Narciarstwie Klasycznym, rozgrywanych w niemieckim Oberstdorfie, skoczkowie startują z czujnikami zamontowanymi na tyłach nart. Dzięki nim możemy na ekranach swoich telewizorów zobaczyć, na jakiej wysokości zawodnik leciał w powietrzu, z jakiej podchodził do lądowania oraz jaką prędkość uzyskiwał w kolejnych fazach skoku.
To rozwiązanie było już testowane w przeszłości, jednak po pewnym czasie porzucono używanie czujników. Przed MŚ w Oberstdorfie postanowiono do nich powrócić, ale szansę testowania sprzętu mieli tylko Niemcy i Norwegowie. Decyzję podjęto w Zakopanem, ale wówczas żadna inna reprezentacja nie otrzymała szansy oddania kilku skoków z nowymi czipami. Mało tego, kadry zostały postawione przed faktem dokonanym, co jest bez wątpienia skandalicznym zachowaniem ze strony FIS-u.
Nikt Polaków o nic nie pytał. Postawiono nas przed faktem dokonanym
Widzowie skoków narciarskich w trakcie Mistrzostw Świata są wprost zalewani danymi. Poza podstawowymi liczbami przedstawiającymi odległość, noty za styl, notę ogólną, prędkość na progu i rekompensatę za belkę oraz przeliczniki wiatru, widzowie dodatkowo otrzymuję informację o wysokości lotu skoczka i prędkościach w kolejnych fazach skoku. Jest to możliwe dzięki czujnikom zamontowanym na tyłach nart skoczków.
Niestety, jak się okazuje, tego rozwiązania z nikim nie konsultowano, no prawdopodobnie poza Niemcami i Norwegami, którzy mieli okazję testować wspominany sprzęt.
- Trochę byliśmy przeciwni, gdy dowiedzieliśmy się, że te pomiary będą na mistrzostwach świata. To zostało nam narzucone z góry. Z tego co się dowiedzieliśmy, to wcześniej były już próby i wiem, że np. Niemcy skakali z tym czujnikiem. Norwegowie też to testowali. A my nic nie wiedzieliśmy aż do Pucharu Świata w Zakopanem. Wiadomo, że byłoby inaczej, gdyby nam wcześniej dali nam te czipy, a nie od razu na głównej imprezie - powiedział Maciej Maciusiak w programie "W Punkt K" serwisu sport.pl.
Zmiana mogła odbić się na zawodnikach
Jako że skoki narciarskie są sportem, w którym sprzęt odgrywa pierwszorzędną rolę, rozwiązanie tej sprawy we wspomniany sposób, było jawną dyskryminację większości reprezentacji. Każda zmiana tego typ wpływa na aerodynamikę i zachowanie nart w powietrzu, co podkreślał Maciej Maciusiak.
- Chodzi o to, że to ma jakiś wpływ. Jesteśmy ważną drużyną i każdą zmianę w sprzęcie staramy się przedyskutować czy ją wprowadzać. Niemniej jednak tutaj trochę byliśmy postawieni jakby pod ścianą i trzeba było to zrobić - dodał trener w programie "W Punkt K".
Ku uciesze polskich kibiców, nie odbiło się to jednak na postawie naszych zawodników. Wszak Piotr Żyła został mistrzem świata, a Dawid Kubacki zajął bardzo wysoką 5. pozycję . Niemniej takie faworyzowanie niektórych reprezentacji absolutnie nie powinno mieć miejsca, ale niestety w narciarstwie klasycznym cały czas się zdarza. Nie tylko skoczkowie narciarscy mają ten problem, ale również i biegacze.
Źródło: „W Punkt K”/sport.pl
Artykuły polecane przez redakcję Świat Sportu: